sobota, 14 listopada 2015

Porozmawiajmy: Kiedy mówić dziecku o grzechu?

Doznałam wczoraj szoku. A to dlatego, że przeczytałam w podstawie programowej do nauczania katechetyki w jednym z najpopularniejszych wyznań charyzmatycznych w Polsce, że o grzechu powinno uczyć się dziecko na poziomie gimnazjalnym.

Szok i niedowierzanie.

Jak to? Nie bez przyczyny historia grzechu jest drugą (!) zaraz po stworzeniu historią w Biblii.

Nie mam pojęcia jakim cudem ten, kto to układał postanowił, że dopiero dzieci na poziomie gimnazjum są w stanie pojąć - dosłownie - "grzech i jego skutki" i "odkupienie w Chrystusie"...

Ja nawróciłam się jak miałam trzy czy cztery lata. Tak, nawróciłam się, bo wcześniej patologicznie kłamałam. Potem, głównie w okresie nastoletnim, miałam okresy lepsze i gorsze - te gorsze głównie z powodu znudzenia, ale też okoliczności zewnętrznych, bo był to bardzo burzliwy okres dla naszej rodziny. Ale mój pierwszy krok w stronę Jezusa, z pełną świadomością grzechu i jego następstw, a także zrozumieniem czym jest odkupienie w Chrystusie, choć być może nikt w stosunku do mnie nie używał takiego sformułowania.

Mój syn, lat 4 i pół, wie doskonale czym jest grzech, co się dzieje jak człowiek robi złe rzeczy i jak działa modlitwa grzesznika. Moja córka, lat 2 i pół, jeszcze nie do końca ogarnia temat w całości, ale już kojarzy fakty.

Jest coś takiego, co się nazywa Okno 4/14. Chodzi w tym o to, że najbardziej podatna na ewangelię jest właśnie ta grupa wiekowa, a najwięcej dorosłych, świadomie wierzących chrześcijan, nawróciło się właśnie w tym okresie. Gimnazjum zaczyna się jak dziecko ma lat 13... Mamy zatem rok, żeby przekonać je, że warto oddać swoje życie Jezusowi. Trochę mało, prawda? Szczególnie, że jednocześnie dziecko to wchodzi w okres buntu, więc jest bardzo prawdopodobne, że na każde nasze "tak" będzie odpowiadać "nie".

Czy tego chcemy?

Przyzwyczaiłam się już do tego, że zazwyczaj w kościołach służba wśród dzieci jest odsunięta na dalszy plan. Najpierw są kaznodzieje, potem uwielbienie, służba wsród kobiet, alkoholików, narkomanów, więźniów, służba charytatywna... A po tym wszystkim są dzieci, odsuwane na koniec. Nie wiem dlaczego. Mam nadzieję, że w Waszych kościołach tak nie jest. Jeśli jest - pogódźcie się z tym i róbcie swoje, wiadomo nie od dziś, że pierwsi będą ostatnimi. Ale w momencie, kiedy osoby odpowiedzialne za całą służbę wśród dzieci, w ujęciu ogólnopolskim, spychają nawrócenie dziecka na dalszy plan, najpierw ucząc je jak należy zachowywać się w kościele (co, gdyby zadbać o możliwość nawrócenia dziecka wcześniej, byłoby stanowczo łatwiejsze...), to chyba coś jest nie tak.

Kiedy zaczyna się nowy rok szkolny i zaczynam zajęcia z nową grupą, a są to dzieci zazwyczaj przedszkolne, lekcję o grzechu przeprowadzam na drugich zajęciach. Za raz po lekcji o stworzeniu świata. I nie ma znaczenia to, że są to dzieci z rodzin wierzących. Mam przeogromną nadzieję, ze szarzy nauczyciele prowadzący zajęcia w kościołach tego wyznania nigdy nie widzieli podstawy programowej ustanowionęj przez ich szefostwo i tak jak ja przede wszystkim opowiadają dzieciom o zbawieniu, a nie o meblach w kościele...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiedz mi, co o tym myślisz :)