niedziela, 31 sierpnia 2014

Porozmawiajmy: Współpraca z rodzicami

Witam Was po - niezamierzonej - wakacyjnej przerwie. Obiecywałam, ze posty będą pojawiać się mimo wakacji, ale nie dałam rady... I niestety nie było to spowodowane wakacjami, ale epidemią ospy wietrznej, która dotknęła moje dzieci i - tak! - mojego męża. Większość wakacji spędziłam więc robiąc za sanitariuszkę :) No ale jutro pierwszy września, więc pora skierować pociąg do zajęć biblijnych dla dzieci na odpowiednie tory!

Dziś chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat współpracy nauczyciela szkółkowego z rodzicami.

Nie ukrywajmy - od rodziców wiele zależy. Jeśli rodzice traktują szkółkę jak przechowalnie dla dzieci na czas kazania to choćby się nauczyciel dwoił i troił to sam nic nie osiągnie. Nauczyciel szkółki niedzielnej działa w cieniu - pastor i starsi nie bywają na szkółce, nie wiedzą co się tam dzieje. Wiedzą dzieci i - z tego co dzieci opowiedzą - rodzice. Rodzice natomiast tworzą Kościół, a Kościół to twór którego głosu słuchają pastor i starsi. Tak więc dopiero stąd mogą dowiedzieć się co dzieje się na zajęciach dla dzieci. Wygląda to mniej więcej tak:


Pastor i starsi będą traktować poważnie to co robi nauczyciel jedynie wtedy, kiedy poważnie szkółkę będą traktowali rodzice dzieci uczęszczających. Jak to osiągnąć?

Po pierwsze - informuj!

Każdy lubi, kiedy inni się z nim liczą. Jeśli chcemy, by rodzice traktowali nas poważnie, my też musimy tak ich traktować. Co to znaczy w praktyce? To znaczy, że rodzice powinni wiedzieć jak najwięcej.

Kiedy we wrześniu świeży rodzic powierza po raz pierwszy, drugi, a nawet i siedemnasty pod opiekę cioci szkółkowej swojego wychuchanego trzylatka i zostaje w głównej sali słuchając kazania to - uwierzcie, wiem, co mówię! - nie słyszy tego kazania. Owszem, słucha. Usilnie się stara. Ale nic do niego nie dociera. Dlaczego? Bo przez cały czas trwania zastanawia się czy jego dziecko nie płacze, nie rozrabia, słucha się, potrafi wykonać to co polecił nauczyciel i tak dalej... Przy tym co chwilę zerka albo na zegarek, albo na drzwi, czekając kiedy będzie odpowiednia godzina i wypatrując cioci szkółkowej prowadzącej uryczanego, wysmarowanego klejem trzylatka z obciętymi samodzielnie podczas zajęć włosami (bo może nauczycielka nie zauważyła i sam wziął nożyczki!).

Najczęściej ten scenariusz się nie sprawdza, a trzylatek wbiega radośnie po kilku taktach piosenki granej na zakończenie, ściskając w ramionach wątpliwej jakości malunek. Czy to wystarcza, żeby uspokoić skołatane serce rodzica? Niekoniecznie. Dlatego po nabożeństwie do ciociu ustawi się kolejka rodziców spragnionych wiedzy. Ciocia oczywiście odpowie na wszystkie pytania, uspokoi i zapewni, że dziecko się na szkółce spisało niesamowicie dzielnie. I teoretycznie powinno to wystarczyć...

A jak jest w praktyce? Rodzice już w październiku przyzwyczajają się do nowej sytuacji. Czy to znaczy, że nie trzeba już im mówić, jakie dzielne mają dziecko? Wręcz przeciwnie! Teraz to nauczyciel powinien ustawiać się do nich w kolejce. W momencie, kiedy doceniamy czyjeś dziecko to tak jakbyśmy chwalili rodzica. A kto nie lubi, kiedy się go chwali?

A co jeśli dziecko niekoniecznie zawsze jest grzeczne? O tym też trzeba mówić. Bo świadczy to o zainteresowaniu nauczyciela wychowankami. A zainteresowanie zawsze się liczy.

O czym jeszcze należy informować i w jakiej formie?
  • O zasadach działania szkółki i programie przewidzianym na dany rok/semestr - najlepiej podczas krótkiego zebrania rodziców.
  • O tematach poruszanych na zajęciach - można je wpisywać do zeszytów, jeśli dzieci je mają lub po prostu mówić o nich podczas rozmowy z rodzicami po szkółce.
  • O wydarzeniach, które mają nastąpić - znów: zeszyty lub rozmowa. Można też przygotować specjalny list do rodziców i rozdać dzieciom albo bezpośrednio rodzicom.
  • O osiągnięciach - najlepiej w towarzyskiej rozmowie. Ale pamiętajmy o tym, że każdy lubi się swoim dzieckiem chwalić - pomogą w tym w/w wydarzenia: może występ dzieci z okazji świąt lub wystawa prac na zakończenie roku?
Po drugie - angażuj!

Tak jak pisałam - nawet całkiem świeży rodzic w październiku przyzwyczaja się, że może w spokoju posłuchać kazania, bez konieczności uciszania małoletnich albo czytania szeptem książeczek, żeby się dziecku nie nudziło. Od docenienia komfortu jest już blisko do tego, by przyjąć ten komfort jako coś co się prawnie należy. A od tego już niestety bardzo blisko do zrzucenia odpowiedzialności za dziecko na nauczyciela. Jak do tego nie dopuścić? Angażować i wymagać.

My, nauczyciele, jesteśmy po to, by rodzicom pomóc. Ale pomoc to nie jest wyręczenie w wychowywaniu w wierze. Ile można przekazać dziecku podczas jednej godziny w tygodniu? Niewiele, prawda? Dlatego potrzebne jest uzupełnianie się między rodzicami i nauczycielami. Jak to zrobić?
  • Zadawaj dzieciom "coś do domu". Może to być obrazek do pokolorowania, werset do nauczenia i tym podobne.
  • Zaangażuj rodzica do przygotowania przedstawienia świątecznego. Dzieci tylko na szkółce nie nauczą się tekstu kolęd, bo jest na to za mało czasu. No i potrzebna będzie pomoc przy przygotowaniu kostiumów!
  • Niech będzie taki okres w roku, kiedy nie ma zajęć zorganizowanych dla dzieci (najlepiej wakacje). W tym czasie to rodzice będą musieli zając się podczas nabożeństwa swoimi pociechami. Myślę, że dobrym sposobem jest ustalenie dyżurów wśród rodziców - wtedy mogą docenić bardziej to, co robią dla nich nauczyciele. W naszym kościele posunęliśmy się o krok dalej - również w ciągu roku szkolnego będzie kilka takich niedziel, kiedy za zajęcia dla dzieci będą odpowiadali rodzice.
Po trzecie - nie przesadzaj!

Praca wśród dzieci to twoja służba i twoja pasja. Rodzice - mimo, że są rodzicami - nie muszą tego kochać (tej służby, nie swoich dzieci :D). Prócz tego - oni są ze swoimi dziećmi cały tydzień i czasem po prostu chcą posłuchać kazania. Dlatego nie wymagaj zbyt wiele. Odpuść, jeśli notorycznie nie przynoszą zeszytu dziecku i przemyśl, czy w przyszłym roku nie zmienić systemu na zeszyty stacjonarne, które będą uzupełniane tylko na szkółce i dzieci będą je zabierać dopiero na koniec roku. Nie napiętnuj nienauczonych wersetów i niepokolorowanych obrazków - owszem, to, że jest to nie zrobione to wina rodziców, zwłaszcza w przypadku małych dzieci, ale napominanie nie przyniesie wymiernych efektów. Jeśli nie ma w nich chęci to i tak nie będą tego robić, więc moze lepiej zrezygnować na jakiś czas z tej części szkółki na rzecz rozbudowania na przykład nauki piosenek? Trzeba być elastycznym i metody dostosować nie tylko do dzieci, z którymi się pracuje, ale też do ich rodziców.

Życzę powodzenia i owocnej współpracy, na ten nowy rok szkolny! Sobie również :)