poniedziałek, 30 czerwca 2014

Pomysł na: Co na nowy rok?

Prawdopodobnie większość z Was, tu zaglądających, jeśli prowadzi jakieś zajęcia biblijne, korzysta z podręczników i gotowych programów. Ale może zdarzy się tu ktoś, kto gotowej książki nie używa, bo albo nie posiada, albo nie odpowiadają mu proponowane programy.

Ja do takich osób należę. Myślę, że jest to specyficzne przy prowadzeniu maluchów - nie znalazłam, jeszcze programu dla maluchów, który idealnie by mi odpowiadał. Najczęściej podpieram się kilkoma książkami, z których wyciągam co mi pasuje do lekcji, a tematy biorę bezpośrednio z Biblii, przedstawiając ją dzieciom chronologicznie. Dla osób stosujących podobny system jest ten post.

Cały miniony rok omawialiśmy Stary Testament (jeszcze kilka tematów pozostało, w Wielkiej Brytanii rok szkolny trwa aż do drugiej połowy lipca.). Począwszy od stworzenia świata, przez patriarchów, sędziów, wybranych królów i proroków. Ponieważ dla "moich" dzieci był to pierwszy rok nauki, miało to na celu przybliżenie im biblijnego świata przedstawionego i realiów.

W przyszłym roku szkolnym chciałabym zająć się z dziećmi Nowym Testamentem i osobą Jezusa. W związku z tym opracowałam wczoraj (z niewielką pomocą moich rodziców, wieloletnich nauczycieli szkółek niedzielnych) roczny plan tematów, którym chciałam się z Wami podzielić.

Zaczęłam od tego, że podzieliłam rok szkolny na trzy okresy i przypisałam im zbiory tematów:

I. Od września do grudnia, do świąt Bożego Narodzenia - tematy: co doprowadziło do przyjścia Jezusa na świat i Boże Narodzenie.
II. Od stycznia do 5 kwietnia, do Wielkanocy - tematy: życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.
III. Od kwietnia do lipca (u nas dłuższy rok szkolny) - nauki Jezusa i jego uczniów.

Później policzyłam ile niedzieli przypada na jaki okres. Liczyłam tylko 3/4 niedzieli z tego względu, że do września wprowadzamy jedną niedzielę w miesiącu nieszkółkową, która ma zaangażować rodziców do opieki nad dziećmi. Poza tym, myślę, że układ mnieszej ilości zaplanowanych zajęć niweluje nam niebezpieczeństwo, że Boże Narodzenie według programu wypadnie nam w okolicy lutego, kiedy jakieś zajęcia się nie odbędą, wyskoczą jakieś niespodziewane okoliczności typu konferencja w kościele albo brak dzieci na szkółce. Przy programach opracowanych na styk, czasem się tak zdarza - mnie się zdarzało. Ale wracając do ilości niedziel - wyszło mi kolejno:

I. 12 niedzieli plus niedziela okołoświąteczna.
II. 10 niedzieli plus Wielkanoc.
III. 5 niedzieli przed Zielonymi Świątkami, Zielone Świątki i 6 niedzieli do wakacji.

I. Na początek pierwszego okresu zaplanowałam tematy przypominające to, czego dzieci nauczyły się w poprzednim roku i jednocześnie wprowadzające ważne kwestie odnoszące są do Jezusa.
  1. Stworzenie świata.
  2. Upadek pierwszych ludzi (grzech).
  3. Arka Noego (obmycie z grzechu).
  4. Abraham (naród wybrany).
  5. Ofiara za grzechy (na podstawie kilku wybranych historii ze Starego Testamentu).
  6. Prorocy opowiadają o Zbawicielu (na podstawie wybranych postaci).
W okolicy drugiej połowy października zajmiemy się już Nowym Testamentem. Na samo narodzenie Jezusa składa się kilka historii, które dadzą nam czas na to, by przybliżyć dzieciom to ważne wydarzenie, przygotować je do świąt i - być może - dać im czas, by nauczyły się dobrze jakiejś kolędy, by mogły wystąpić w czasie Bożego Narodzenia przed rodzicami. Małe dzieci potrzebują na to dużo czasu, żeby się nie stresować. następne sześć lekcji będzie więc wyglądać mniej więcej tak:
  1. Zapowiedź i narodziny Jana Chrzciciela.
  2. Anioł zwiastuje Marii.
  3. Narodzenie Jezusa i przyjście pastuszków do stajenki.
  4. Mędrcy ze wschodu.
  5. Ucieczka do Egiptu.
  6. Mały Jezus w świątyni.
Później następuje niedziela świąteczna, podczas której powtarzamy całą historię o narodzeniu Pana Jezusa, ostatnie 5 lekcji.

II. Kiedy w styczniu, po świętach, dzieci wracają do nauki, czekają ich niesamowite historie o tym, co robił Pan Jezus gdy był na ziemi. Tematami będą w tym okresie:
  1. Chrzest Jezusa.
  2. Powołanie pierwszych uczniów.
  3. Uzdrowienie trędowatego.
  4. Uciszenie burzy.
  5. Córka Jaira.
  6. Nakarmienie pięciu tysięcy.
  7. Uzdrowienie głuchoniemego i niewidomego.
  8. Jezus i dzieci.
  9. Zacheusz.
  10. Wjazd Jezusa do Jerozolimy - w Niedzielę Palmową.
Na szkółce Wielkanocnej przedstawiamy dzieciom historię śmierci u zmartwychwstania, która to szkółka powinna być jednocześnie ewangelizacją, bo nikt nie jest za mały, żeby przyjąć Jezusa do swojego serca.

III. W trzecim okresie roku skupimy się na tym, czego uczył Jezus i na pierwszym kościele. I znów podzieliłam to na dwie części. Pierwsza to przypowieści:
  1. Podobieństwo o siewcy.
  2. Miłosierny samarytanin.
  3. Nie troszczcie się.
  4. Dobry pasterz.
  5. Syn marnotrawny.
Momentem przełomowym są Zielone Świątki, które w przyszłym roku przypadają na 24 maja. W ten dzień, żeby zachować utrzymywaną przez cały rok zbieżność z kalendarzem, najlepiej opowiedzieć dzieciom o zesłaniu Ducha Świętego. Po Zielonych Świątkach można zacząć wprowadzać lekcje dotyczące pierwszych chrześcijan i nauk zawartych w listach. Ja proponuję następujące tematy:
  1. Uzdrowienie chromego w bramie świątyni.
  2. Ananiasz i Safira.
  3. Piotr w więzieniu.
  4. Paweł - nawrócenie i misja.
  5. Owoce Ducha Świętego.
  6. Chrześcijańska zbroja.
Ustalony przeze mnie program zawiera jednocześnie:
  •  nawiązanie do tego, czego dzieci już się uczyły, 
  • Ewangelię i ewangelizację "w pigułce",
  • zbieżność z kalendarzem, a co za tym idzie kompatybilność przyswajania i przeżywania historii na zajęciach i zdarzeń w codziennym życiu.
A Wy, co o tym sądzicie?

czwartek, 19 czerwca 2014

Pomysł na: Czy wszyscy muszą robić to samo?

Czwartek jest, niedziela i szkółka zbliża się wielkimi krokami, trzeba się przygotować!

A ja ostatnio, zafascynowana pedagogiką Montessori (Syn w przedszkolu od tygodnia!), zastanawiam się nad tym, czy szkółka zawsze musi wyglądać tak samo... Tak samo w sensie schematu: modlitwa - historia - piosenka - praca plastyczna - zabawa. Wszyscy wszystko razem. A gdyby tak zaczerpnąć właśnie z metod Montessori i wprowadzić na zajęciach biblijnych pracę własną?

W mojej głowie rodzi się pomysł podobny do interaktywnego muzeum. W takim muzeum, zwiedzając z przewodnikiem, dowiadujemy się najpierw podstawowych informacji na dany temat, a potem, na własną rękę go zgłębiamy, przy pomocy dostępnych materiałów, doświadczeń i eksperymentów. Podobnie jest w przedszkolu mojego syna i to się sprawdza! Sama widziałam, jak moje nadruchliwe dziecko siedzi z chłopczykiem przy stoliku i na zmianę wałkują ciastolinę a potem wycinają z niej foremkami cyferki.

Więc gdyby tak przygotować salę przed zajęciami: poustawiać stoliku, foteliki i inne stanowiska pracy pod ścianami, a na środku zostawić puste miejsce, a którym na początku lekcji dzieci spotykałyby sie z przewodnikiem-nauczycielem. Na każdym stanowisku czekałoby na dzieci coś innego, ciekawego...

Może zilustruję to przykładem historii o królu Jozjaszu (bo ten temat przygotowuję na najbliższą niedzielę):

1)  Na początku, na środku sali, zapraszamy dzieci do modlitwy, a potem opowiadamy historię o Jozjaszu, ilustrując ją obrazkami/flanelografem/czym tam mamy. To opowieść bardzo dobrze ilustrująca zasadność dziesięciny, więc warto o tym wspomnieć.

2) Oprowadzamy dzieci po kącikach tematycznych i instruujemy je, co mogą tu robić. Do tego tematu proponuję następujące stanowiska:
- wygodne siedzisko, przy którym dostępna będzie książka lub obrazki, przy pomocy których ciocia opowiadała historię. Jeśli książka zawiera też inne historie (jest to na przykład typowa Biblia dla dzieci z obrazkami), warto wybrane strony skserować w kolorze i włożyć do folderu/teczki/segregatora z koszulkami. Można też obrazki przykleić na długim kawałki papieru i zrobić zwój, żeby oddać klimat Biblii. Tutaj dziecko może przypomnieć sobie treść historii.
- plakat z namalowaną/wydrukowaną świątynią, na przykład taki:

Źródło
Przyda się po to, żeby dziecko mogło zobaczyć jak naprawdę wyglądała świątynia.
- Miejsce reperowania muru: na ścianie (dużym obszarze, ale nie wysoko) przyklej żółte karteczki samoprzylepne. Na niektórych narysuj pęknięcia. Zadaniem dzieci będzie znalezienie pękniętych "cegieł" i zastąpienie ich nowymi. Trzeba pamiętać by pęknięć było wystarczająco dużo w stosunku do dzieci :)
- Miejsce produkcji skrzyń-skarbonek. Przydadzą się do tego wytłoczki na sześć jajek z wyciętymi otworami i farby, mazaki, kredki.
- Mała Świątynia - miejsce wyciszenia, w którym jeśli dziecko chce, może porozmawiać z Bogiem. Przygotuj wysoki stół (tzn. nie dziecięcy, normalnej wysokości), nakryj go jasną tkaniną (prześcieradłem?), przypnij odpowiedni napis, a pod stołem zostaw kredki i kartki, być może dzieci będą chciały namalować swoją modlitwę?
- Tron małego króla - Jozjasz został królem gdy miał zaledwie 8 lat! Przygotuj tron z krzesła lub fotela i koronę, dzieci mogą na nim siadać i przymierzać koronę, ciekawe czy będą dosięgać nogami do podłogi?

Przy produkcji skarbonek i przy wymienianiu cegiełek przyda się asysta dorosłego. Warto też, jeśli na szkółce są przedszkolaki, żeby prócz nauczyciela był ktoś do pomocy.

3) Nauczyciel zajmuje strategiczne miejsce (tam gdzie będzie potrzebny :D), a dzieci zajmują się ty co akurat ich zainteresowało

Dlaczego uważam, że taka forma się sprawdzi? Dzieci pracują w różnym tempie, nawet jeśli są w jednym wieku, a co dopiero, kiedy mamy przedział wiekowy na przykład 3-6 lat. Kiedy jedno dziecko chciałoby jeszcze się pobawić, drugie wyrywa się do malowania, a trzecie chciałoby dokładniej obejrzeć obrazki, które były prezentowane podczas historii. Przy takiej formie, każde dziecko poświęca tyle czasu ile chce na taką formę, jaką sobie wybierze, a wszystko to w celu dobrego zapamiętania historii i głównej prawdy.

Ale to na razie tylko hipoteza. Myślę, że może być ciekawie i dlatego przeprowadzam taki eksperyment w najbliższą niedzielę. Kto podejmie wyzwanie ze mną?

niedziela, 15 czerwca 2014

Biblioplastyka: Po kolei przez patriarchów.

Dziś w naszej pinterestowej wycieczce plastycznej odwiedzimy Księgi Mojżeszowe i Jozuego.Będzie bez zbędnych komentarzy, niech obrazki mówią same za siebie. Gotowi?

Zaczynamy tradycyjnie od stworzenie świata:


Ogród Eden i upadek pierwszych ludzi:




Arka Noego:



I tęczowa obietnica:



Wieża Babel:

Źródło
Abraham - obietnica o licznym potomstwie:

Dodaj napis

(Wprawdzie tu wykorzystany inny fragment Biblii, ale gwiazdka jak najbardziej się nadaje!)

Studnia dla Rebeki:


Sen Jakuba o drabinie do nieba:

Źródło
Płaszcz Józefa:

Źródło
Źródło

Mapa egipsko-palestyńska, pokazująca trasę, jaką pokonywali bracia Józefa, wędrując po zboże. Można ją dowolnie modyfikować -  ta trasa jest w Biblii niezwykle często uczęszczana...

Źródło
Mały Mojżesz w koszyku:


Źródło

Powołanie Mojżesza:


Plagi egipskie:


Źródło
Przejście przez Morze Czerwone:

Źródło

Źródło
Obłok i słup ognia, który prowadził Izraelitów przez pustynię:


Źródło
Źródło
Dziesięć przykazań:

Źródło
Zepsuta manna:


Arka przymierza:


Mojżesz trzymający ręce do góry w trakcie bitwy z Amalekitami:

Źródło
Ziemia obiecana:

Źródło
Zburzenie Jerycha:


Źródło
Mam nadzieję, że coś się Wam przyda - w końcu niedługo wrzesień, a wiadomo, że nie ma września na szkółce bez Ksiąg Mojżeszowych :) Przepraszam, jesli coś jest niechronologicznie, ale przy takiej ilości zdjęć można się pomylić... A po więcej inspiracji, które sobie co wieczór zbieram, zapraszam tutaj.

Jeszcze na koniec pomysł na to, jak można zbudować z dziećmi realnie wyglądający ołtarz, który bardzo często występuje w starotestamentowych historiach i jest dobrym sposobem na zachęcenie dzieci, by dziękowały Bogu: wystarczą papierowe torebki wypchane gazetami i zaklejone taśmą, a po tego płomień z kolorowego papieru lub pokolorowany kredkami!

Źródło
Przy układaniu ołtarza dzieci mogą na głos mówić za co chcą podziękować, lub tylko się nad tym cicho zastanowić. Ofiary już składać nie musimy, dzięki śmierci Jezusa na krzyżu.

Jak Wam się podoba ten pomysł?

sobota, 14 czerwca 2014

Porozmawiajmy: Dokąd zmierzamy?

Miałam dziś pisać zupełnie o czymś innym, ale przeczytałam ten artykuł. I nie mogę zostawić tego bez komentarza.

Wiele rozmawiałam ostatnio z człowiekiem, który jest bardzo zaangażowany w służbę wśród dzieci, od wielu lat. Jedną z najważniejszych prawd, które wyniosłam z tych rozmów, jest to, że Kościół powinien służyć Bogu całymi pokoleniami. Jak najbardziej się z nim zgadzam - w końcu z Księdze Jozuego (24:15) jest mowa o tym, że służyć będzie Bogu cały dom: cały to nie znaczy tylko mama, tylko tata, czy tylko rodzice. Cały dom to również małe dzieci i zniedołężniali starcy, każdy tak jak umie, wszyscy RAZEM.

Przez pewien czas nie udzielałam się w służbie - miało to związek z emigracją, zamążpójściem, potem ciążą, maleńkim dzieckiem, drugą ciążą i już dwójką dzieci. Trwało to jakieś cztery lata. W tym czasie zmieniło się wiele i odkrywając te zmiany coraz szerzej otwieram oczy. Kiedy "odchodziłam na urlop" zostawiłam za sobą zajęcia biblijne, szkółki niedzielne, dzieci poznające Biblię i ewangelizowane. Teraz bardzo aktywnie szukam materiałów, artykułów i pomysłów na temat pracy wśród dzieci i zaskakuje mnie to co znajduję.

To nie jest tak, że nie idę z duchem czasu. Że mam coś przeciwko prezentacjom multimedialnym, nagłośnieniu podczas uwielbiania albo perkusji. Aż taka stara to nie jestem... Ale KOŚCIÓŁ DZIECIĘCY? Poważnie? Zaszliśmy w miejsce, gdzie już nawet w Kościele rodzina jest nieważna? Dlaczego rozdziela się dzieci z rodzicami na czas trwania całego nabożeństwa?

Autorka artykułu pisze, że Kościół dla dzieci to nie „przechowalnia” dla maluchów na czas niedzielnego nabożeństwa. A dla mnie tym właśnie jest. Owszem - dzieci poznają tam Boga. Jest uwielbienie, nauczanie, wszystko jak w "prawdziwym" kościele. Ale dla mnie to zdejmowanie odpowiedzialności z rodziców. Dziecko cały tydzień chodzi do żłobka, przedszkola, szkoły i na zajęcia dodatkowe, a w niedzielę do Kościoła dziecięcego i rodzice nie muszą się już martwić nauka samodzielnego jedzenia, nocnikowaniem, czytaniem, zabawą, rozwojem duchowym. Są od tego specjalistyczne zajęcia.

Dzieci również potrzebują pokarmu duchowego, lecz dostosowanego do ich potrzeb i możliwości przyswajania
A i owszem. Pokarmu, znaczy nauczania. Od tego mamy szkółki. Moim skromnym zdaniem, wielu dorosłych też by ze szkółek skorzystało. W końcu jak Pan Jezus chodził po ziemi,to tak samo dzieciom jak i dorosłym opowiadał historyjki... No więc pokarm, czyli nauczanie to tak, tu się zgodzę, niewiele dzieci zrozumie coś z kazania. Ale co jest takiego strasznego w uwielbianiu, czego dziecko tam nie zrozumie? W zbieraniu kolekty? Być może nie do końca załapie wieczerzę, ale od tego są rodzice, by mu wytłumaczyć, a nie wiem dlaczego nie miałyby brać w niej udziału - w końcu wiele z nich jest nawróconych, a nawet ochrzczonych Duchem Świętym, niektóre też wodą. Dlaczego dziecko nie może być na nabożeństwie ze swoimi rodzicami?

W trakcie nabożeństw dzieci powinny przebywać w odpowiednim dla nich środowisku pod opieką doświadczonych i odpowiedzialnych nauczycieli i opiekunów.
No owszem. Ale co - rodzice są niedoświadczeni i nieodpowiedzialni? Kościelna ławka jest nieodpowiednia dla dzieci? Gryzie każdego poniżej 16 roku życia?

Podobno to - Kościół dla dzieci - działa i się sprawdza. Podobno. I owszem, w Kościele w którym jest na przykład tysiąc osób dorosłych, ciężko byłoby wysłać na przykład czterysta dzieci w połowie nabożeństwa na szkółkę. Ale w Polsce takich zborów nie ma... Rozumiem ideę nabożeństw dla dzieci, odbywających się raz w miesiącu na przykład. Kiedy to dzieci mają zajęcia przez cały czas trwania "normalnego" nabożeństwa i są to zajęcia bardziej rozbudowana, zbliżone do spotkania dla dorosłych. Rozumiem też ideę robienia nabożeństw rodzinnych, kiedy to podczas "normalnego" nabożeństwa śpiewane są dziecięce pieśni, a Słowo przekazywane jest prostym językiem, z elementami interaktywnymi. Rozumiem i popieram. Izolowanie dzieci od rodziców w trakcie nabożeństwo nie rozumiem i poprzeć nie mogę. Wmawianie rodzicom, że ktoś inny zadba o rozwój duchowy ich dzieci jest dla mnie karygodne.

A już najwięcej o samej autorce mówi ostatni akapit artykułu:
Dodatkowym atrybutem kościoła dziecięcego jest to, że służba dzieciom jest doskonałym miejscem wzrostu dla tych, którzy chcieliby wejść w służbę Bogu. Zabawa i nauka z dziećmi daje unikalną przyjemność oraz przygotowanie do organizacji i nauki w innych sferach życia Kościoła. Tych wszystkich, którzy uważają, że chcieliby służyć Bogu, zachęcam do rozpoczęcia służby z dziećmi. Kościół dla dzieci daje ogromne możliwości rozwoju i duchowego wzbogacenia. A przecież o to nam wszystkim chodzi! 

No skandal, jak dla mnie. To co - jak się służy dzieciom, to się nie służy Bogu? To jest jakiś gorszy rodzaj służby w Kościele? Na dzieciach można poeksperymentować? A potem, w zależności od wyników tych eksperymentów przenieść to co się sprawdziło na ten poważny, dorosły Kościół?

Ja tych wszystkich, którzy chcieliby zacząć zachęcam do robienia kawy po nabożeństwie albo wyświetlania pieśni, a nie do nauczania dzieci. Do służby dzieciom to zachęcam tych, którzy tego naprawdę chcą i którym na sercu leżą dzieci, a nie potrzebują od czegoś zacząć wspinaczkę po szczeblach kościelnej kariery.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Porozmawiajmy: Jak zacząć?

Powszechnie uważa się, że nauczycielami szkółek niedzielnych powinni być ci, którzy na codzień też uczą w szkole...

Być może ma to swoje plusy - ktoś taki ma przygotowanie pedagogiczne, zna sposoby efektywnego uczenia, wie jak wspomagać zapamiętywanie i tak dalej. Ale czy na pewno? Być może - biorąc pod uwagę to jak wygląda polskie szkolnictwo powinno być właśnie odwrotnie? Żeby nie robić ze szkółki drugiej szkoły? Ludzie, którzy przebywają z dziećmi codziennie, próbując ich czegoś nauczyć mają prawo odpocząć w niedzielę - Pan Bóg po stworzeniu świata odpoczywał. Niedziele nie mogą być dla nich kolejnym dniem pracy. Jeśli chcą uczyć również na szkółce - świetnie. Ale jeśli nie chcą - nie należy ich do tego namawiać. Bo z przymusu nie będzie efektu.

Na drugim biegunie są ci, którzy na codzień nie mają z dziećmi nic wspólnego. Nie są nauczycielami, opiekunkami, może nawet nie mają własnych dzieci. Czy to ich dyskwalifikuje? Oczywiście, ze nie! Bo najważniejsze jest to czy chcą.

Zacząć jest czasem ciężko. Nie wiadomo z czym to się je i jak się do tego jedzenia zabrać. Ale jeżeli ktoś chce to mu się uda!

Po pierwsze: przemyśl i przemódl.

Najważniejsza jest pewność. Musisz wiedzieć, czy tego chcesz i czy Bóg chce tego dla ciebie. Jeśli wpadłeś na to, bo po prostu lubisz dzieci - módl się i pytaj Boga, czy On też widzi cię w tym miejscu. Jeśli dostałeś słowo/proroctwo/masz przeczucie - daj sobie czas: żeby to przemyśleć, oswoić się z tym. Nic na siłę. Bo to jest tak, że jak się wejdzie służbę wśród dzieci to albo zostaje się na całe życie, albo rezygnuje się po kilku miesiącach i nigdy już nie wraca. Rezygnują ci, którzy nie byli pewni. Jeśli to na pewno twoje miejsce - wsiąkniesz na stałe (albo na dłuższy okres czasu, wiadomo, życie się może zmienić, powołanie też) i będzie ci to przynosić szczęście.

Po drugie - znajdź mentora.

Ktoś musi cię wprowadzić. Potrzymać za rękę, wytłumaczyć, nauczyć. Znajdź kogoś takiego, o kim myślisz, że jest dobry w tym co robi i zwróć się bezpośrednio do niego. Oczywiście, szkolenia są przydatne i dają bardzo dużo, ale jeszcze więcej daje nauka mistrz-uczeń. Mentor wprowadzi cię krok po kroku. Najpierw będziesz się przyglądać jak on to robi, potem, zadanie po zadaniu, będziesz wprowadzać w życie jego metody, wreszcie, pod jego kierunkiem opracujesz własne i na koniec być może go przerośniesz :)

Po trzecie - nie śpiesz się!

To nie są wyścigi. Nie trzeba umieć wszystkiego szybko i po dwóch miesiącach nauki już przeprowadzać własne szkółki. Mój proces nauki - "szkolenia nauczycielskiego" - trwał dwa lata - tyle minęło odkąd zaczęłam pomagać aż do pierwszej samodzielnie przeprowadzonej szkółki. Ale - należy zauważyć, że do roli nauczyciela przeszłam bezpośrednio od roli ucznia. Przez pewien czas nawet w czasie pierwszej połowy nabożeństwa byłam na zajęciach dla nastolatków, a podczas drugiej - pomagałam na szkółce dla młodszych dzieci. Więc w zasadzie moje przygotowanie do roli nauczyciela zaczęło się w momencie, kiedy pierwszy raz, jako małe dziecko poszłam na szkółkę! Do dziś stosuję metody, które zapamiętałam nie z czasu pomagania, ale z lat, kiedy sama byłam dzieckiem. Nauka to proces - dla każdego inny i zajmujący inny okres czasu. Daj sobie ten czas.

Bycie nauczycielem szkółki niedzielnej to wyzwanie. Ale wyzwanie dające dużą satysfakcję. Wyzwanie, które warto podjąć.

piątek, 6 czerwca 2014

Biblijne gadżety: Cichy czas

Mój Synek idzie niedługo do przedszkola i bardzo możliwe, ze będzie to przedszkole Montessori. W związku z tym studiuję uważnie wszystko co tylko znajdę w internecie na temat tej metody wychowawczej. Jedną z rzeczy na którą w związku z tym się natknęłam jest Katecheza Dobrego Pasterza.

Nie będę o tym wiele pisać, jak kogoś to interesuje to sobie wygooglujcie, jednak chciałabym na jedno zwrócić uwagę. W jednym z elementów tego sposobu nauczania o Bogu jest zorganizowanie w pomieszczeniu, w którym się to odbywa miejsca wyciszenia ogólnodostępnego dla dzieci. W miejscu tym ma się znaleźć między innymi figurka Dobrego Pasterze i zapalona świeczka, co nie jest moim zdaniem dobre, to w końcu katecheza katolicka, ale też na przykład przybory do rysowania, by dzieci mogły w prosty dla siebie sposób wyrazić to co ich dotyka. Taka forma nie sprawdzi się na "zwyczajnej szkółce", którą prowadzą osoby nieprzeszkolone w technice Montessori, ale zwróciła moją uwagę na to, że już od małego można nauczyć dzieci osobistego cichego czasu z Bogiem - nie w czasie społeczności z innymi ludźmi, ale w domu.

Jestem przeciwna robieniu w domu "ołtarzyka", specjalnego miejsca do modlitwy - w końcu uczymy nasze dzieci, że Bóg jest wszędzie, więc niezależnie od tego gdzie będą się modlić, On usłyszy i wysłucha. Ale, całkiem przypadkiem trafiłam na coś co po angielsku nazywa się Cicha Książka (quiet book), która z miejscem nie jest związana....

Cicha Książka to książeczka uszyta z filcu, której strony to różne układanki, zagadki, łamigłówki i łamirączki. Znaleźć tam można coś przyklejanego na rzepy, coś do zawiązania, coś do połączenia, zapięcia na guziki, zatrzaski i tym podobne. Spotkałam się też z nazwą Pracowita Książka (busy book), ale jakoś Cicha bardziej pasuje mi do tematu.

Mianowicie chodzi o to - z czym też się spotkałam - żeby uszyć dla dziecka taką książkę, strona po stronie, tak, by każda opowiadała jakąś historię biblijną. Taka książka jest atrakcyjna - fajne jest wkładanie, wyjmowanie, przyczepianie i przekładanie małych elementów, a jeśli zadbamy o biblijną tematykę, nasze dziecko będzie sobie - przy zabawie - przypominać treść Biblii. Będzie to jego własny cichy czas.

Taka książeczka nie jest wcale trudna do uszycia :) Poniżej kilka inspiracji:

Źródło
Źródło
Źródło
Źródło
Źródło
Źródło
Źródło
Czujcie się zainspirowani i zróbcie książeczkę dla swoich dzieci! Ja zrobię!

środa, 4 czerwca 2014

Porozmawiajmy: Jeszcze trochę o dzieciach w Kościele.

Pamiętacie ten tekst?

W ostatnią niedzielę, miałam w moim kościele prelekcję, właśnie na temat roli i traktowania dzieci w Kościele. Zostałam bardzo dobrze przyjęta, myślę, że dałam niektórym do myślenia.

Opowiadałam trochę o sobie, o tym czym powinna być szkółka i jaką ma rolę w wychowywaniu dzieci do służby Bogu. Mówiłam też o podstawowej roli rodziców i, właśnie, o tym jakie jest/powinno być miejsce dziecka w Kościele.

Jeśli spodobał Wam się ten tekst i jeśli chcielibyście w Waszych Kościołach przeprowadzić coś podobnego, by zwrócić uwagę dorosłych na dzieci, to mam go (tekst) dla Was, w formie prezentacji PowerPoint. Jest zupełnie prosta, czarne napisy na białym tle i piktogramy, a myślę, że spełnia swoją rolę. Do pobrania TUTAJ.